Przekonań moc




Błękitne ślepka przeglądające się w moim sercu. Zabawne uszka i rozgrzewające moje uda ciałko sześciotygodniowego szczeniaka to…


miłość od pierwszego wejrzenia. 

Impuls, który w sekundę odziera mnie z zatwardziałej postawy i myślenia o ludziach decydujących się na psy północy w klimacie europejskim, jako tych bez serca. Nie mówiąc o przyjaciołach, biorących je do bloku.


To jest magia, która…

dzieje się 8 grudnia 2006 roku. Jestem w biurze, w którym jako osoba pierwszego kontaktu przyjmuję ludzi i dziesiątki spraw każdego dnia w innowacyjnym projekcie społecznym. 

Niektórzy na wieść o tym, że spędzam osiem godzin przy komputerze, pytają tylko o jedno, jak to możliwe i ile tam pobędę? Mają do tego 


solidne podstawy, bo wiedzą, że moje klimaty, to kontakt z naturą. 

A kilka chwil temu, gdy rozmawiam przez telefon drzwi do pokoju uchylają się i wchodzi koleżanka z kulką na ręce. Kładzie mi ją na kolana i wycofując się daje znaki w stylu… “Poznajcie się. Jest Twój!”. I nawet nie zauważam jak kontynuując służbową rozmowę 


dopasowuję się do sierściucha tak, żeby…

było mu wygodnie. I czuję, jakby był ze mną od lat. Jednak po odłożeniu słuchawki zaskoczona i zachwycona sytuacją biorę bezbronne szczęście na ręce, przytulam i wyruszam po wyjaśnienia. 

Na co psiapsiółka odpowiada, no przecież chciałaś pieska, to masz. No, ale… jak to, pytam? No masz. Ktoś mi przyniósł, a mnie chłop z domu wyrzuci, a Ty chciałaś, no nie? 


I czuję, jak w tym momencie więź z maluchem zacieśnia się jeszcze bardziej. 

Jest golutki, to znaczy razem z nim dostaję garść karmy i miseczkę. A poza tym nic. I wszystko pięknie, tylko, że ja mieszkam sama i poza domem spędzam około 10 godzin dziennie. 

Dlatego nie mam szans na zatrzymanie. Co robić? Co robić? W głowie, sercu, myślach i emocjach kołowrotek, bo łączy nas już nić nadziei i zaufania. No, ale…


głowa do góry, bo na to jest okrągła, żeby myśli zmieniły kierunek. 

I po kilku sekundach odzywam się, w takim razie chodź ze mną do dyrekcji. Ty jesteś bardziej wygadana, to zapytasz, czy wyraża zgodę, żeby kulka przyjeżdżała ze mną do biura przez najbliższe pół roku… 


I tak spędziłyśmy ze sobą cudowne dwanaście lat. Dziękuję Lunka!

 



Bo, poza stosem przygód, nietuzinkowej przynależności i ludzko zwierzęcego porozumienia pokazałaś mi, że niemożliwe jest realne. I nawet taki uparciuch jak ja, zdanie zmienia. Bo, to zależy jedynie od gotowości i sprzyjających okoliczności. 


I tak samo jest z innymi przekonaniami. 

Czyli myślami na określony temat, które zbieramy od wczesnego dzieciństwa obserwując i słuchając swoich opiekunów, nauczycieli i autorytety. 

A jako kilkulatki, to, co inni mówią o nas, przyjmujemy bez filtra. Czyli w zależności od tego, z jakim nastawieniem emocjonalnym to robią i dokładnie, jaka jest treść ich słów, w taki…


bagaż wyposażamy się na dalszą część życia. 

A im jesteśmy starsi i coraz bardziej samodzielni, tym zasłyszane na swój temat i świata opinie i osądy ugruntowujemy, albo się na nie złościmy. 


Bo nas ograniczają i powodują, że jak mantrę powtarzamy zachowania, których nie chcemy. 

I, aby wyruszyć po nowe, warto dokładnie poznać brzmienie przekonania, które planujemy zmienić. A, jeśli, pomimo samodzielnych prób nie jest to dla nas oczywiste, to warto skorzystać ze wsparcia. 

Tym bardziej, że przydatna w całym procesie jest też wiedza, kto jest jego autorem? I, gdy swoje przekonanie, które nam nie służy, znamy już dokładnie, to zamiast wylewać je z kąpielą, warto sprawdzić…


w czym jednak przez te lata było nam pomocne? 

Bo może chroniło przed decyzjami, które mogłyby narazić nas na większy ból? Bo może przystopowało dając czas na zdobycie większego doświadczenia, albo umocniło w nas cechę, z której właśnie jesteśmy gotowi skorzystać? A może było jedyną stałą w chaosie życia?

I, gdy już wiemy, dla jakich dobrych powodów dane przekonanie było nam towarzyszem przez x-dziesiąt lat, to możemy mu podziękować. 


Wyrazić wdzięczność. I, jeśli mamy gotowość, to też tym, od których je przyjęliśmy.

A zaraz potem postanowić, że od tej pory przechodzi ono do przeszłości, bo jako wolny człowiek decydujemy się na inne. I, albo je transformujemy, albo żegnamy. 

Czyli, pierwszym krokiem do zmiany niesprzyjającego przekonania jest jego świadomość. To znaczy poznanie pełnego brzmienia. I to może być, na przykład:

  • “Nie poradzę sobie”, 
  • “Wystąpienia publiczne nie są dla mnie”, 
  • “Nie mam natury gwiazdy”, albo jeszcze inne. 


I wtedy warto uznać, że to nie jest prawda wszech obowiązująca, tylko…

jest jakaś część nas, która tego się trzyma. I wtedy możesz powiedzieć sobie tak, “jest taka część mnie, która wierzy, że wystąpienia publiczne nie są dla mnie” i sprawdzić, czy z takim podejściem jest Ci lżej?

Jeśli nie, to powtórz kilka razy, nawet na głos. Bo dla mózgu to jest nowa wiadomość i potrzebuje czasu, żeby ją przyjąć. Możesz mu to ułatwić dodając, że jest taka część mnie, która teraz mi mówi, że wystąpienia publiczne nie są dla mnie…


a jednocześnie jest inna, która szepcze, nie wydaje mi się, żeby to była prawda”. 

Oczywiście takie działanie wymaga gotowości i otwartości na dialog wewnętrzny. Można powiedzieć, że w ten sposób “odklejasz” od siebie blokujący gips, po to, aby nabrać dystansu. I móc podjąć decyzję o tym, czy dane przekonanie jest Twoje, czy już nie, a może nigdy nie było?



Aga – przewodniczka po relacji z intuicją



P.S. Jeśli masz ochotę na odkrywanie swoich przekonań w temacie nagrywania wideo w gronie nietuzinkowej publiczności. To zapraszam na wyzwanie dla twórców internetowych, dla których to kaszką z malinami nie jest „30 nagrań w 30 dni”, o TUTAJ >>>

> Wideo w swoim rytmie <