Subtelna w obiektywie

Cel nieosiągnięty a ja szczęśliwa…

Czy to ma sens? Patrząc na przebytą drogę i wyznaczony kolejny etap do działania, to i owszem. Jak najbardziej, nawet, jeśli po pierwszej edycji „Subtelnej w obiektywie” premierowy webinar na temat złości poczeka, bo…

autoprezentacja to moja pięta achillesowa od lat.


Na którą w razie potrzeby nauczyciele nie zwracają uwagi wystawiając mnie do kolejnych reprezentacji szkolnych. Czy mam na to ochotę? Niekoniecznie, a nawet rzadko. A już na pewno taką, jak wtedy, gdy jestem Ligią z Quo-vadis.

Ta rola zdecydowanie mi się podoba. Chociaż nagiego ramienia wystającego spod tuniki z prześcieradła wolałabym nie pokazywać. I co za ulga, bo tego dnia na apelu w mojej ochronie staje chłód, a z nim beżowa koszulka. I tak przechodzę kolejne szczeble edukacji, łącznie ze studiami pedagogicznymi.

Sama trzymając się z dala od bycia w centrum uwagi, za to „jak trzeba”, to biorę fason w garść i daję radę. Jednak, im dalej w las, tym wyraźniej czuję, że niechęć do wystąpień publicznych hamuje mnie. Tłumaczę to sobie tym, że

zdecydowanie wolę pracę indywidualną i w małych grupach warsztatowych.


I dalej konsekwentnie unikam mikrofonów i kamer. Czyli okazja do pokazania się szerszej publiczności stająca na mojej drodze wywołuje u mnie ścisk gardła i wyrzut sumienia, bo nie uciekłam na czas. No chyba, że chodzi o wartości dla mnie szczególnie cenne tak, jak wtedy, gdy konferansjuję „Dni Hipoterapii” podczas CSIO w Poznaniu.

Albo na konferencji hipoterapeutycznej, kiedy mówię o G.I.E.A.T.A.C. Czyli międzynarodowej grupie do spraw etyki w pracy hipoterapeutów.


I tak krok za krokiem w rytm naturalnego tańca pomiędzy tak i nie dla fleszy, ścięgno moich wystąpień publicznych nabiera lekkości, swobody i pewności siebie. Jednak wciąż za mało i za dużo mnie to kosztuje. Pewnie, dlatego, że lubię o sobie decydować i większym komfortem byłaby odmowa z uśmiechem, niż nie, bo nie!

Stąd żonglując dalej głęboką nieumiejętnością w maju 2010 roku, pomimo w ostatnim czasie sporej porcji szkoleń za sobą decyduję się na kolejne. I biorę udział w „Budowaniu własnego wizerunku i skutecznej autoprezentacji nauczyciela” w poznańskim ODN-ie.

Teorii słucham uważnie i nic tam trudnego się nie wydaje. Jednak następne spotkanie, to wprowadzenie wszystkiego w czyn. I każda z uczestniczek ma przed sobą swoje pierwsze profesjonalnie przygotowane wystąpienie publiczne.

Fakt, w bezpiecznych warunkach, bo w gronie już sobie trochę znanym i o podobnym profilu lęku. Jednak presja „ego” robi swoje. Dlatego wracam do domu. Łączę się z wybujałą we mnie kreatywnością i…

tworzę scenariusz wystąpienia tak, żeby jakoś z tego wybrnąć. Myślę, myślę i w twórczym przebłysku postanawiam wziąć byka za rogi u samego źródła…, na co…


Uśmiecham się, bo nie ma to, jak gadać, o tym, co trudne w trakcie tego realizacji, czyli incepcja.


A to już dla mojego mózgu zupełnie inna para kaloszy. Nowe wyzwanie, w które bezdyskusyjnie wkręcam się na maksa. Czyli w mgnieniu oka zaczynam wszystko planować i do prezentacji dobierać kolejne gadżety.

Towarzyszą mi przy tym motyle frajdy w brzuchu. A do całości dokładam fotki i coś ekstra dla przykucia uwagi słuchaczy już na samym początku. Potem ćwiczę wszystko przed nieprzystawionym lustrem. Aż w końcu nadchodzi dzień, w którym całość pakuję do samochodu i wyruszam po swój sukces lub porażkę.

Wszystko wiem, a jednak stres „na gapę” zabiera się ze mną. I, gdy kilka godzin później jestem już po wystąpieniu, to zadziwiona, myślę, że w sumie poszło jak zwykle. To znaczy po wydukaniu pierwszego słowa lecę z tematem w pełnej kąpieli. I robię to tak, że na koniec dziewczyny lekko rozgoryczone, a może zawiedzione, podsumowują:

Wiesz, co? Mogłaś nam lepiej opowiedzieć o hipoterapii, bo w ogóle nie widać, że masz jakiś problem. Ech…

I gdzie jest prawda?

No w moich emocjach, bo gdzie indziej?


I w swoim przekonaniu pozostaję wciąż unikając wstąpień. I tak aż do 2018 roku, kiedy ląduję na Facebook-owej grupie poświęconej pisaniu. Gdzie, ku mojemu napięciu, jak się okazuje ćwiczymy też wystąpienia przed kamerą.

Wszystko w grupie zamkniętej, czyli dla mnie najlepiej jak to możliwe. I, gdzie ku zaskoczeniu mojej szefowej, czyli mnie rozkręcam się. Wyzwanie trwa 30 dni i z każdym idzie mi coraz lepiej. Jednak i po nim za daleko się nie wychylam, poza udziałem w konkursie w grupie otwartej.

Po czym video nadal pozostaje, jako medium innych, a nie moje. A pomimo, to organizuję sobie wyzwanie prywatne. I tym razem przez 30 dni wysyłam, co rano krótkie video do przyjaciół. Nie idzie mi gładko i zaczynam kilka razy.

Jednak w końcu dopinam swego.


Tylko, że to wciąż za mało. A do tego w 2020 roku spada na mnie jak na większość przedsiębiorców wizja końca marzeń. Bo grunt pod stopami obsuwa się szybko i, aby przetrwać trudny czas związany z obostrzeniami trzeba palcami na klawiaturze przebierać zwinniej i szybciej.

A tak się składa, że rzutem na taśmę w kwietniu tego roku trafiam do szkoleniowej grupy marketingowców, gdzie za zgodą Administratora zapraszam do koleżeńskiej grupy tych, którym z kamerą jest pod górkę. I chociaż wyraźnie idę do przodu, to jednak dla mnie wciąż to za mało. Ileż ja wysiłku wkładam w to, żeby lekkie pióro przemienić w mocne video.

I mogłabym zrezygnować. Tym bardziej, że praca głosem bez obrazu, czyli podcast wydaje się bardziej osiągalny. A jednak jest już coś, co przy filmach mnie przytrzymuje. A nawet umiem dokonać podstawowej ich obróbki.

Dlatego nie oglądając się za siebie podejmuję kolejne rękawice, które sama sobie rzucam.


I na LinkedIn prezentuję kolejne nagrania. W odpowiedzi, na co dostaję przemiłe słowa otuchy i wsparcia. I pod ich wpływem odważam się na kolejne video. A potem następne. I choć skrzydłami macham coraz odważniej, to, żeby dojść do wprawy trzeba nieustannie ćwiczyć.

Tym bardziej, ze jestem w fazie świadomej niekompetencji i przeprowadzenie webinaru nie jest już moją pieśnią nieznanej przyszłości, a wyzwaniem do zrealizowania „na wczoraj”. Dlatego 1 września 2022 roku tworzę niejawną grupę „Subtelna w obiektywie”.

I działam tam przez 28 dni opuszczając nagrania 3 razy świadomie i z życzliwością dla siebie. Za to na finiszu czeka mnie niespodzianka, bo dołącza do mnie kolejna Subtelna gotowa do działania. I to dzięki Niej podczas ostatnich nagrań wyraźnie czuję różnicę, która napędza mnie do dalszego działania.

I dziś nagrywamy tam już razem. Bo „Subtelna w obiektywie – edycja 2” właśnie otworzyła drzwi i potrwa od 3 do 28 października 2022 roku. Czyli przed nami 26 dni oswajania nowych technikaliów, odkrywania siebie, umacniania swobody i lekkości wypowiedzi przed obiektywem.

A przede wszystkim relacyjnej przygody.



Aga – przewodniczka po relacji ze sobą


Mój cel do zrealizowania w grupie „Subtelna w obiektywie – edycja II”, to:

🌺 Dopracować Wykład Interaktywny „Empatia w szkolnictwie gwarantem harmonijnych relacji”.

🌺 28 października osiągnięcie swojego celu poznam po tym, że nagram szkolenie video trwające do 4h na temat podstaw Komunikacji Serca.

🌺 Jakie słowa docenienia chciałbym dostać?… „Aga! To jest naprawdę świetny materiał!” 💐

Jeśli i Ciebie wzywa działanie, to serdecznie zapraszam do SALI ONLINE, o tutaj >>>