Pomogę Ci świadomie zbudować kontakt ze sobą. Dzięki czemu Zyskujesz Spokój, Jasność i Pewność Swoich Działań.
Psychoterapeutka w Nurcie Systemowym,
Trenerka Empatii.
Aga Kaźmierczak
Miło mi, że tu jesteś. Pozwól, że opowiem Ci trochę o sobie...
Chcę pracować po swojemu! Jednak zanim tak się dzieje, to najpierw jestem...
- Ciekawską pasjonatką Natury, bo dzieciństwo spędzam wśród łąk i lasów. Gdzie przedrzeźniam się z echem i po drzewach łażę jak kot.
- Upartą nastolatką, która wbrew zaleceniom i lamentom nauczycieli kończy zamiast Liceum Ogólnokształcącego, to Technikum Odzieżowe. Uwielbiam szyć!
- Skrupulatną studentką pedagogiki specjalnej na UAM w Poznaniu, która by wyjechać do Francji, w czasie gdy Internet raczkuje, realizuje dwa lata nauki w jednym. I magisterkę broni w terminie.
- Hipoterapeutką z pasją, z zakończonym rozdziałem działań. I głową pełną planów, co do Ostoi Wolnych Koni, jako miejsca doświadczania empatii.
- Pedagożką ze swoją wizją pomagania dzieciom, której bywa z tym pod wiatr.
- Psychoterapeutką, która na pierwszym miejscu stawia relację ze sobą. Dlatego moim hasłem jest: “U/Słyszeć siebie”. Bo wiem, że dzięki jasności najpierw, o co nam samym chodzi w relacjach z innymi jesteśmy prawdziwi a w życiu szczęśliwi.
Dzisiaj pomagam wrażliwym przedsiębiorcom odzyskać spokój i kontakt ze swoimi uczuciami. Dzięki czemu ich życie staje się pełniejsze. Relacje bardziej trwałe. A dobrostan błyszczy jak nigdy wcześniej.
Swoją pracę opieram na Komunikacji Serca Marshalla Rosenberga. Bo pozwala mi skutecznie budować mosty tam gdzie relacja drży w posadach, a ich właściciele opadają już z sił.
Od ponad 20 lat jestem też blisko dzieci o szczególnych potrzebach rozwojowych. I nieustannie wzrusza mnie ich odzyskany uśmiech, wola życia albo łagodność po tym jak z różnych powodów bywa im niezwykle trudno.
Moja droga zawodowa jest dla mnie długa i pokrętna, choć zgodna z rozwojowym refrenem:
Chcę pracować po swojemu...
To determinacja, która brzmi jak postanowienie:
Tak. Skoczę na bungee!
Dlatego we wrześniu 2007 roku rejestruję jednoosobową działalność gospodarczą pod nazwą "EQU-T.A.C.". Pozostaję na etacie i z pasją prowadzę hipoterapię według własnych standardów.
Przyjeżdżają do mnie dzieci, które wbrew diagnozie, na specjalnie przystosowanych do swoich potrzeb wózkach żwawo przebierają i tupią nóżkami, by jak najszybciej spotkać się ze swoim rumakiem. No i w stajni chrupią marchewki dotąd omijane ze wstrętem. Skoro koń to i ja. Rodzice nie dowierzają. Magia!
Niestety w sercu ściska mnie ból. Bo nie mam swoich koni. A współpraca ze stajniami układa się raz idelanie dla obu stron, a innym razem wymaga nowych ustaleń. Dlatego obijam się o kolejne miejsca jak o ścianę poznańskiego tramwaju końca XX wieku, którym właśnie jadę! Szarpie nim na każdym zakręcie i złączeniu szyn. No ale jadę! Mam cel. Trochę się boję. Bo, co, jeśli ekipa od bungee dziś popełni swój pierwszy błąd?
Tymczasem w firmie jestem już na wyższym poziomie. Kończę szkołę psychoterapii. I nauczycielskie wizyty domowe u podopiecznych wyglądają coraz sensowniej. Bystro dostrzegam sabotażystów wyzwań, nad jakimi pracujemy razem z rodzicami dzieci. A proponowane rozwiązania zabezpieczam jak moje ciało panowie od skakania.
Najpierw robią wywiad, zapinają system szelek i potem gumę, która energicznie wyniesie mnie w przestworza. O ile nie wycofam się. A różne myśli na przemian jak ludzie w drzwiach obrotowych, najpierw tłoczą się i chwilę później odchodzą.
To w ich rytm oddycham. I, co po chwila przełykam ślinę. A każdy ruch instruktorów obserwuję jak sokół ziemię przed lądowaniem. I ufam. Bo w tym, co robią widzę spokój, pewność i wprawę.
I wciąż mam ze sobą wolność. W każdej chwili mogę zrezygnować albo uznać, że to nie dla mnie. Ale czuję, że jest wprost przeciwnie. Decyzja i w koszyku dźwigowym jedziemy w górę!
Zmieniam nazwę firmy na Systemowe Wspieranie Rozwoju „Kropla”. I zgodnie ze swoją misją, trudności klientów rozwiązuję u ich źródła. Niektórzy mówią, że czasem mogłabym już odpuścić, a ja drążę dalej jak ta kropla skałę. Bo wiem, że tylko wtedy będziemy świętować ich upragnioną zmianę.
Koszyk dźwigu skrzypi, nabiera wysokości, a szeroki horyzont budzi we mnie nowe apetyty. Lot szybowcem... kiedyś...,
po czym nerwowo uśmiecham się. Bo wiem, że dzisiaj wystarczy nieopatrzne spojrzenie w dół i zjadę. Z kretesem!
Wycofam się jak spłoszona sarna. Dlatego oddycham miarowo i uważnie. Pilnuję, by patrzyć tylko przed siebie. Perspektywa lotu ptaka na sprawy codzienne rozjaśnia splot powiązań między zdarzeniami, okolicznościami, decyzjami. Uwalnia i zobowiązuje.
Popadam w zadumę, a równolegle do tego pan otwiera bramkę platformy i upewnia czy wciąż chcę to zrobić. Drażni mnie, bo trafia w guzik zwątpienia. A on dalej: "Nie tacy odważni rezygnowali. To żaden wstyd." Chcę coś powiedzieć, biorę wdech, ale zanim go kończę, w uszach już mam brzęczenie nie moich słów: "Poczekaj! Gumy się poplątały." Tną mi skupienie tak precyzyjnie, jak Winnetou powietrze swoim tomahawkiem.
Czuję, że mi się przelewa. Nie wytrzymam ani chwili dłużej tej niepewności i napięcia. Zaraz się rozpłaczę. Nadmiar trudnych i skrajnych emocji przepycha się z determinacją i to ona sprawia, że w sekundzie moją głowę wypełnia nieznana mi dotąd próżnia. Reszta ciała jeszcze tego nie wie i umęczone ekstremalnym napięciem dalej cofa prawą stopę, jakby mówiąc mi, że...
Nie dam rady!
Się wycofać...
Nagle!
Wstępuje we mnie moc i energia, a myśli wracają jak udręczeni maratończycy.
Przypominam sobie, po co tu jestem. Siła i ufność zdecydowanym ruchem naprowadzają stopę z powrotem na krawędź. Jak przez tubę słyszę: "Skacz na głowę nie na nogi, a potem jego jeden, dwa iii trzyyyy!" Rozkładam ręce, pochylam się i odrywam od podłoża. Odchodzę z etatu. Wiem też, że słowo „system” w nazwie firmy psuje mój plan. Potoczne skojarzenia raczej odpychają niż zachęcają do kontaktu ze mną. Mało kto pamięta, że system to każda rodzina, przedszkole, szkoła, praca, kumple. Naturalna współzależność. Lecę, a może spadam?
Nieważkość, dobrostan. Chwilo trwaj...
I dokładnie w tym stanie, bez żadnego uprzedzenia guma naciągnięta do granic, bez pardonu podrywa mnie w górę jak mistrzowsko kopniętą piłkę. Jest mi niedobrze, a nawet boli. Tracę rezon.
Poturbowana, przeciążona rozmaitością projektów i próbą godzenia swoich ideałów z prawami działalności gospodarczej, postanawiam skoncentrować się na wspieraniu kryształowych dzieci. Tak bardzo lubię, gdy ich oczy błyszczą milionem gwiazd. Widziałam to wielokrotnie.
Elastik, na którym przez chwilę zawisł mój los uspokaja się i buja coraz łagodniej. Odwrócona głową w dół widzę gapiów mocno trzymających za mnie kciuki. Z trudem, wbrew prawom grawitacji połykam dławiące wzruszenie. Koszyk dźwigu schodzi w dół. Równomiernie pod nim ja. Instruktor delikatnie chwyta moje nadgarstki i układa mnie na miękkim materacu. Odczuwam ulgę i satysfakcję. Słyszę życzliwe choć kontrolne: Jak się nazywasz?
Uśmiecham się i łapię błysk naszych spojrzeń. Wiemy, że mam już nową pewność siebie i że to miało sens. Zmieniam nazwę firmy i od 1 czerwca 2018 r. zapraszam do "Usłyszeć, by Zrozumieć Autyzm - pracownia komunikacji empatycznej - Agnieszka Kaźmierczak”. Pomagam rodzicom, najlepiej jak umiem, zobaczyć sens tam, gdzie go nie szukają tak, by dzieci miały ich silne wsparcie. Ale na to przychodzą kolejne wyzwania. Na początku 2020 roku cały świat zalewa pandemia koronawirusa COVID-19. Tak jak inni, ja też staję w obliczu chaosu informacyjnego, koniecznych przekształceń i wielu niewiadomych.
Jednego jednak jestem pewna. Nastał czas relacji, nowych i/lub odzyskanych między nami wszystkimi. Relacji nowej jakości. Podejmuję kolejne działania i w trybie przyspieszonym, w stosunku do wcześniejszych planów, na coraz szerszą skalę pomagam kobietom wrażliwym lepiej się rozumieć i prawdziwiej żyć, nawet jeśli w działaniu kręcą się w kółko.
A od 26 maja 2023 roku poszerzam swoje działania. I...