Pomocne zaufanie




Ekscytacja, radość i nostalgia przeplata się we mnie podczas podróży pociągiem z Bordeaux do Paryża podczas kolejnego powrotu do Polski.

To czas świeżo pieczonego nowego stulecia, a dla mnie wrota do nowych wyzwań. Bo wracam podjąć pierwszą pracę zawodową po rok wcześniej skończonych studiach pedagogicznych.

Całość organizuję listownie z francuskiej prowincji.


Czyli najpierw czeka na mnie szkolenie zawodowe dla hipoterapeutów w Supraślu, a zaraz potem staż w renomowanym ośrodku rehabilitacyjnym pod Poznaniem.

Dlatego podczas pakowania skarbów nagromadzonych przez wolontaryjne miesiące przeglądam wszystko skrupulatnie. Częścią dorobku dzielę się z towarzyszami francuskiej przygody. A mimo to, ile ja potrafię szpargałów targać w tę i z powrotem?

I te wielgachne słowniki, które dociążają pakunki tak, że ledwo je unoszę. No, ale przecież ich nie zostawię, bo to moje księgarskie perełki.

Tego dnia jazda koleją, zresztą jak zwykle tutaj, przebiega szybko i sprawnie. A może tak mi się wydaje, bo wiem, że czasu na przesiadkę do autokaru mam sporo.

Jeszcze tylko metro i potem oczekiwanie w parku koło ronda Charlesa de Gaulle’a.


Ach! Już na samą myśl o Łuku Triumfalnym mam ciarki, bo to mój ulubiony zabytek z niezwykłym urokiem i magią. Oto i stacja Paryż, a zaraz potem kolej podziemna. Wszystko idzie jak po maśle. Tyle, że…

na wąskim wyjściu z metra przepychając nogą torbę, a nawet dwie, bo mały plecak też się liczy, nie zdążam na bramkach w czasie od skasowania biletu i…

Skrzydła drzwiczek przepustowych zamykają się dokładnie między moimi plecami a dużym plecakiem.


Najpierw nie wiem, co się dzieje i dlaczego mój kolejny krok tkwi w miejscu, choć inni, jak to w Paryżu mkną przed siebie jak woda w otwartej zaporze.

A jednocześnie czuję za sobą kolejkę zniecierpliwionych przechodniów, którzy zmuszeni są czekać albo pójść do przejścia obok i…

doznaję olśnienia. Bo już wiem, na czym polega mój problem, na co uśmiecham się. Bo sytuacja, choć patowa, to jak nic, jestem w niej wybranką losu.

Bo raz na ile tysięcy przypadków taka sytuacja się przydarza?


Tyle, że jestem w niej jak żuczek wywrócony na plecy w oczekiwaniu na… I nie zdążając wymyślić, na co, dostrzegam poruszenie wśród tych, którzy byli kilka kroków przede mną.

Wymieniam spojrzenia z dwoma rosłymi ciemnoskórymi mężczyznami, którzy właśnie zmierzają w moją stronę. I, którzy po chwili w ogromnej życzliwości lekkim napięciem swoich muskułów rozciągają niewzruszony metal tak, że…

uwolniona mogę kontynuować powrót do marzeń.


Tylko, że panowie nadal nie pozostają obojętni, bo widzą, że ze swoimi tobołami lekko nie mam. Na co bez mrugnięcia okiem zagadują mnie i pytają, kim jestem, co tu robię i dokąd jadę?

I tak od słowa do słowa nawet nie wiem, kiedy odprowadzają mnie taszcząc moje ciężary do miejsca, które im wskazuję. Czy się boję? Na początku, nie powiem, że nie. Jednak żegnamy się serdecznie, a ja zostaję w ufności, że…

gdy jest potrzeba, to zawsze znajdzie się ktoś, kto pomoże

Aga – przewodniczka po relacji z intuicją

Dlatego, jeśli ufasz, że przypadków nie ma, a jednocześnie wzywa Cię chęć do działania, to serdecznie zapraszam do SALI ONLINE, o tutaj >>>