Pokora.

>> Masz ochotę posłuchać, jak o tym dniu opowiadam? <<
W takim razie zapraszam Cię do wersji Mp3.
Wystarczy, że klikniesz na obrazek poniżej:

Czas trwania nagrania to 5:57

To dzieje się kilkadziesiąt miesięcy temu. Wspieram w rozwoju komunikacji, 7-letnią Anię* w spektrum autyzmu. Staram się bardzo. Tak ja, jak i rodzice.

Jednak ostatnio, ona zdecydowanie woli, wydaje się w czasie nieskończonym, zajmować twórczością plastyczną, niż podjąć z nami jakąkolwiek rozmowę.

Rysuje, jak dla mnie, niezwykle oryginalnie. „Ma swoją wizję i kreskę”. A przy tym używa energetycznych kolorów. Efekt taki jakby na jej stoliku, każdego dnia był Dzień Dziecka.

Plastyka to zdecydowanie jej wyróżnik. Aż buzia się cieszy patrząc na ten zawsze świeży zapał i zaangażowanie. Ale!

No właśnie jest „ale”. Bo pomimo, w mojej ocenie, dużej przestrzeni, jaką daję dziecku na swobodną ekspresję, właśnie sięgam kresu jej granic. To jest dla mnie nowe. Przyglądam się zalążkowi własnej niecierpliwości. Chcę choć odrobinę inaczej, niż chce tego Ania. Chcę więcej elastyczności i współpracy. Bo jak dotąd, mniejszymi czy większymi falami dawałyśmy radę.

Co się dzieje teraz?

Nie! Nie! I Nie!

Jej nowa fascynacja wciąż wygrywa.

Zawisa nade mną, czarna chmura bezsilności. Na tyle różnych sposobów już bywałyśmy w stanie zrozumienia, porozumienia. Robię dla niej książeczki, nagrywam słuchowiska.

Ania chętnie brała w tym udział, ucząc się pisać i czytać. I intuicja mi mówi, że już czas. Że to możliwe, by jej wyrażanie siebie było jeszcze bardziej zrozumiałe dla innych. Że możemy więcej, ale teraz

Ania wciąż mi umyka.

Pochłonięta kolejnymi ciągami ozdobnych liter.

Tak bardzo z rodzicami czekamy, na kolejne spontaniczne słowa i pierwsze zdania.

Ania, gdy na czas podsunę odpowiednią etykietę, czyta ją. Słownie wyrażając to, czego pragnie.

A ja w tym właśnie widzę, jej wolność i swobodę.

Chcę za bardzo? Za szybko?
Za bardzo ja, a wciąż nie Ona?

Może by tak nie było, gdyby nie presja i biegnący czas. Za chwilę szkoła. Jaka? Która? Co doradzać rodzicom? Widzę potencjał. Chcę go rozbuchać. Chcę, by dziewczynka dostała szansę, zamiast ciasnej szufladki typu „A z nią, to w ogóle jest jakiś kontakt?” Ale to wciąż ja, a nie Ania.

Tego dnia, poddaję się. Pierwszy raz od 20 lat od kiedy pracuję. Moja kreatywność z niedowierzaniem impasu, rozkłada ręce. A przecież już wielokrotnie radziła sobie, w wielu ekstremalnie trudnych sytuacjach.

To znaczy, nie do końca przyjmuję tę moją bezradność. Ale minę mam marsową.

Czy spotkałyśmy się za późno? Czy nie mam już szans?

Dalszy rozwój mówienia zależy, już tylko od woli dziecka. Pokazałam, że to działa. Pokazałam, że to ma sens. Że szybciej można mieć notes, kolejną kartkę, kredki czy jeszcze coś innego.

Ona to wie! Ma inny swój ważny powód, by robić to co robi teraz.

Próbuję przebić się przez mur kolejnej odmowy.
Wcześniej lubiła rozwiązywać krzyżówki. Podsuwam.
Ale!
Znów odepchnięcie.
Dostaję bolesne uszczypnięcie w rękę.
Czegoś nie rozumiem.
Wciąż?

Niemoc i gonitwa myśli, szukają jasności dla samej siebie. Muszę znaleźć dziurę w dzielącej nas tamie i wpaść na kolejne rozwiązanie.

Sama do siebie, bezgłośnie:
„Aniu, zależy mi byśmy teraz dokończyły tę krzyżówkę. Zależy mi, byś poszła do szkoły i byś mogła uczyć się z innymi dziećmi. Widzę, że się irytujesz, gdy mówię „nie” na kolejne pisanie na kartce literek. Chcę doceniać Twą chęć swobodnego pisania. Proszę, masz tu notes, a ja pomyślę jak to pogodzić.”

Zajęcia się kończą. Nic nie wskórałam.

Tego dnia spotykam się z rodzicami na wizycie domowej. Wchodzę bez zwyczajowego entuzjazmu. Jestem jak zbity pies. Przyznaję się i wprost dzielę swoim zatroskaniem. I tym, że dziś bardzo mocno potrzebuję naszego partnerstwa.

Wspólnego, precyzyjnego przyjrzenia się przyczynom tejże sytuacji i poszukania rozwiązania.

Wizyta dobiega końca. Wracam do siebie. W aucie czas pogłębionej, owocnej refleksji wycisza się.
Przy późnym obiedzie, dojaśniam sobie: „Aniu! Masz prawo korzystać z notesu „Muszę sobie coś napisać”, w dowolnej chwili i dowolnej ilości. Jest mi trudno, bo boję się, że wtedy utracę chwile naszej współpracy. Stracę czas. Jednak, dla mnie NAJWAŻNIEJSZE w życiu jest bycie sobą i bycie szczęśliwym po swojemu, w uszanowaniu innych. Dlatego masz moją zgodę na ten notes. I dam Tobie się w nim wypisać tyle, ile będziesz potrzebowała.

I jestem radosna, gdy widzę z jakim zaangażowaniem i z jaką mocą rozwijasz dbanie o swoje granice. Tak!

Chcę Tobie w tym pomagać.

Nie mam zgody na szczypanie, drapanie, gryzienie, kopanie, niszczenie – Ty o tym wiesz! Znajdziemy rozwiązanie – nowy etap przed nami: „branie innych pod uwagę”.

*dane dziecka zostały zmienione