Widzieć rzeczy, jakimi są



Ani w tył, ani w przód, na środku przejazdu kolejowego. A jak pojedzie pociąg? No dalej, koniu. Ruszaj.


Dlaczego nie?

Co się dzieje? Otula nas cisza i spokój. Bo celowo wybieram tę trasę.

Przecież doskonale wiem, że jako „nowy” w stadzie hipoterapeutycznym potrzebujesz relaksu.

Obok masz kumpla z moim kolegą na grzbiecie.


Co jest nie tak?

Łydka, biodra, łydka, biodra. A Ty w miejscu. A jak pojedzie pociąg?

Czuję zatrwożenie tak silne, że z żołądka robi mi się kamień. No dalej!

Obracam głowę w prawo, w lewo. Wszystko wygląda na „w porządku”.


Kolejna próba i nic.

Rzut oka pod nogi. Czysto. Chociaż… zaraz!

Jak to? Nie, to niemożliwe. Tego nie da się nawet wymyślić.

Kopyto zablokowane w szczelinie szyn? Trzeba działać.


Kaskaderski zeskok z siodła i już jestem obok.

Przejażdżka popracowa w słoneczny, letni dzień 2002 roku.

A tu takie coś? Lewą ręką trzymam wodze.

A prawą próbuję coś wskórać, żeby sierściuchowi uwolnić lewą przednią nogę.


Ale on zniecierpliwiony.

I zdaje się, na początku paniki szarpie się w tył pogarszając tym swoje położenie.

Co zrobić, żeby przesunął się w przód? O jeden krok. To wystarczy.


Hoł, ho… hoł ho…

Chętnie zamieniłabym role swoich rąk. Bo tak byłoby mi wygodniej.

Tylko że nie mam, jak się obrócić. Sytuacja bez wyjścia.

O nie! Nie ze mną takie klimaty.


Dlatego w zgodzie z instynktem działam.

Hoł, ho… mówię cała się przy tym naprężając.

A jednocześnie tworząc przestrzeń między luźną wodzą, a zachętą do pójścia w przód od zadu.


Koń współpracuje.

Czuję to. I po chwili oboje w epicentrum swoich wysiłków pochylamy głowy tak, że z chwilą uwolnienia kopyta zderzamy się nos w nos.

Ała! Cholera! Cieszę się. A jednocześnie widzę swoją krew.


Trzymając wodze natychmiast pochylam się do przodu.

Masz chusteczkę, pytam kolegi? Na co on zsiada z rumaka.

A ja błagalnym tonem, powiedz, powiedz, proszę, że nie mam złamanego nosa!


Niestety dla mnie, nie dając mi upragnionej odpowiedzi wywija się.

I ruszamy w powrotną drogę już na swoich nogach.

Nagle, na skraju lasu widzę chatkę. Idziemy tam.


Pukam i pytam miłą, starszą panią, czy mogłabym przemyć buzię.

O jest lustro. Jednak zamglone tak, że niepocieszona nic konkretnego w nim nie widzę.

Po dotarciu do ośrodka rehabilitacyjnego przekazuję konia i decyduję, że na izbę przyjęć jadę sama.


Odpalam czerwonego malucha.

I po chwili Pani w recepcji z troską pyta. A, co się Pani stało?

I na moją opowieść reaguje tak, że już różne rzeczy tu słyszała.

Jednak o zderzeniu nosa z końską głową pierwszy raz.


Może i ja bym się pośmiała tylko, że teraz…

czekam na zapewienie, że mój nos jest cały.

Przed gabinetem skrzętnie oglądam zdjęcie rtg diagnozując złamanie z przemieszczeniem.


Na co pan dokor chwilę później spokojnie orzeka, że…

stłuczenie owszem konkretne, za to przegroda nosowa wzorowa. Zakłada plaster.

Zapisuje medykamenty. I życzy powrotu do zdrowia. O jaaa… co za ulga…


wiedzieć, że coś, co wydawało się rozbite okazuje się, jednak być w całości.

„Dobre Spotkanie Online” >>>


Aga Kaźmierczak. Pedagog specjalny, psychoterapeutka i praktyk NVC.

Czyli komunikacji opartej o empatię. Prowadzę sesje 1:1, spotkania w małych grupach. I proponuję pracę samodzielną w oparciu o słuchowisko „Subtelna w pracy”.

Lubię dziergać, pisać historie, awokado, frytki i, kiedy tak mogę o tym zdecydować… chodzić boso po piasku i trawie.


Zapraszam na „Dobre Spotkanie Online” >>>