Akceptacja

>> Masz ochotę posłuchać, jak o tym dniu opowiadam? <<
W takim razie zapraszam Cię do wersji Mp3.
Wystarczy, że klikniesz obrazek poniżej:

Czas trwania nagrania to 5:12

OCENA POTRAFI BYĆ JAK PIĘTNO noszone do czasu, aż sobie z nim poradzisz…

Rok 1989. Lekcja muzyki w gminnej podstawówce. Nowy nauczyciel i śpiewanie na ocenę. Nie lubię wychodzić na środek. Dlatego jak na nieśmiałą piętnastolatkę przystało z całych sił kulę się zażenowana, a moje oczy patrzą wszędzie tylko nie wprost.

– Ale wszyscy, to i ja… Muszę!

Wiem, że śpiewać nie umiem, choć w ukryciu czasem w podskokach coś po swojemu nucę i słyszę, że… Ufff! Można wybrać swoją piosenkę. No to z oporem jak kula ołowiu w brzuchu, przebiegam myślami po wspomnieniach z kolonii i jak w klatkach zdjęć oglądanych w przyspieszeniu, szukam w nich swojego ratunku… Iiii….

– Ulga, bo mam! Szybko przypominam sobie całą zwrotkę, bo, żeby teraz, to na tym środku jej nie zapomnieć! I czuję jak budzi się we mnie nadzieja, że jakoś to przetrwam. Bo ta mi jakoś idzie, a nawet ją lubię. Lekcja płynie, dzieciaki śpiewają, aż w końcu…

Przychodzi kolej na mnie. I choć tak bardzo tego nie chcę, to wstaję i idę. O jak bardzo tego nie chcę! W środku wiję się jak urodzinowa serpentyna i snując nogę za nogą pokonuję tę niedużą odległość między ławką, a miejscem przy tablicy. O przepraszam, przy pianinie! I teraz, to już chcę to mieć jak najszybciej z głowy. W myślach krzyczę, czapko-niewidko otul mnie, a jednocześnie nabieram powietrza w jako-takim uspokojeniu i z ufnością, że dam radę, zaczynam, „Jesteśmy jagódki, czarne jagódki…”

Niby nie jest źle, oklasków się nie spodziewam, ale…

Czegoś takiego również…

– NIE!

Nauczyciel, nasz pierwszy w całym okresie szkoły podstawowej z pełnym przygotowaniem muzycznym, czujnym uchem, i, jak nic, edukacyjną misją patrzy w dziennik. Po czym, spogląda na mnie i mówi:

– Jeżeli kiedyś będziesz miała dzieci, to im nie śpiewaj, booo nie zasną!

Zamieram… Głuchnę… A zaraz potem wpadam w czarną nicość. Nogi uginają się pode mną jak z waty. Zgnieciona, dematerializuję się i nic więcej nie chcę słyszeć!

– Nie istnieję… O dziwo! Klasa milczy. Nie słyszeli, czy co?

Jestem skonfundowana i oszołomiona. Oczy mi nieruchomieją jak po błysku flesza z aparatu fotograficznego. A po chwili czuję, że robią się wielkie jak zakrętki od słoików tak, żeby tylko powstrzymać rozżalony, swobodny potok łez. A w tym samym czasie moje struny głosowe, gdziekolwiek są, zamieniają się w sztywny drut, a może kawałek drewna. Tego nie wiem. Wszystko mi jedno. Śliny nie idzie przełknąć. Moja godność sparaliżowana, choć już zaprawiona w boju. W zmiętym ciele, wracam do szkolnej ławki i do końca lekcji obojętnie gapię się w okno. A przecież to jedynie śpiewanie….

Jedna nie/umiejętność? 

Agnieszka

Słowa mają moc. Dzisiaj jestem pedagogiem. Wspieram rozwój dzieci i dbam o Ich kontakt z potrzebami. Swoje działania opieram na akceptacji, bezpieczeństwie emocjonalnym i zrozumieniu ekspresji taką jaką Jest. Szukam punktów, w których mogę wzmocnić rodzącą się w zaufaniu do mnie subtelną tożsamość. A najbardziej lubię, gdy oczy dziecka błyszczą milionem radosnych gwiazd.

A przewijając opowieść o kolejne lata dalej jestem tu >>>