Zaufanie jest jak Łuk Triumfalny


Tego dnia jazda koleją, zresztą jak zwykle tutaj przebiega sprawnie.

A może mi tak się wydaje, bo wiem, że czasu na przesiadkę do autokaru mam sporo. I delektuję się zmianą, która iskrzy w mojej pompie życia.

A oto i stacja Paryż. Jeszcze metro i oczekiwanie w parku koło ronda Charlesa de Gaulle’a.

Ach! Już na samą myśl o Łuku Triumfalnym mam ciarki.

Uwielbiam go. To dla mnie zabytek z niezwykłym urokiem i magią.


Wszystko idzie jak po maśle. Tyle, że…

na wąskim wyjściu z metra przepycham torbę nogą. A nawet dwie, bo mały plecak też się liczy.


I nie zdążam na bramkach wyjściowych.

Czas od skasowania biletu zaciska skrzydła drzwiczek przepustowych między moimi plecami a dużym plecakiem. Ups…

A jednocześnie czuję oddechy zniecierpliwionych przechodniów, którzy zmuszeni są czekać albo pójść obok. I…

doznaję olśnienia. Uśmiecham się do siebie. Bo sytuacja, choć patowa to jak nic jestem wybranką losu.


Bo raz na, ile tysięcy przypadków taka sytuacja się przydarza? Jestem jak żuczek wywrócony na plecy w oczekiwaniu na…

I nie zdążam wymyślić, na co, kiedy dostrzegam poruszenie wśród tych, którzy wyprzedzają mnie o kilka kroków.

– Aga

P.S.
Podziel się tą opowieścią z jedną osobą, której myślisz, że się spodoba. Dziękuję.