Niedosyt i pęd…

>> Wolisz słuchać niż czytać? <<
W takim razie zapraszam Cię do wersji Mp3.
Wystarczy, że klikniesz na obrazek poniżej:

Czas trwania nagrania to 9:32

Niedosyt i pęd do wiedzy oplata mnie jak wąż laskę Eskulapa. Szkolenie za szkoleniem.

Czerwiec 2008 roku – kończę etatowy staż w szkole specjalnej dla dzieci z autyzmem; to jest 10 lat od ukończenia studiów i deklaracji, że od razu będę nauczycielką.

W pierwszej placówce kilka lat wcześniej, pani dyrektor zerkając z niezadowoleniem, podpisuje moją prośbę o rozwiązanie umowy, po pierwszym semestrze. Mówi: „Wie pani, że nie muszę tego robić?

Ale nie stanę pani na drodze. Wiem, jak ważne jest, by iść za sercem”. Obu nam żal zaciska obręcz na gardle. Jestem zaangażowanym pracownikiem i bardzo lubię swoich uczniów. Życie płynie dalej a my, w pełnym porozumieniu, bierzemy odpowiedzialność za sytuację.
Łączymy siły, by dzieci i ich rodzice, jak najszybciej poznali nową wychowawczynię, bym zdążyła wszystko przekazać.

Tak też się dzieje.
Dzięki temu, wyrzuty sumienia, czy też poczucie winy, łagodnie zamieniają się w tryskającą radość. Czekają na mnie konie, a z nimi posada instruktora jazdy konnej i hipoterapii.

Wracam do żywiołu, który utraciłam wraz z szefem zmieniającym siedzibę ośrodka rehabilitacyjnego o 70 km dalej.

Moje szczęście jednak rozbija się o prawa nowego pracodawcy, który zwleka z umową. No cóż. Teraz już odwrotu nie ma.
A miało być tak pięknie. Jest zwyczajnie pracowniczo, czasem trudno, mięśnie bolą, oczy płaczą a dusza chciałaby mieć wolne popołudnie. Ale są konie i zadowoleni klienci.

Potem zmiana pracy, nieszczęśliwy upadek z konia i ośmiomiesięczne zwolnienie lekarskie bez pewności, że odzyskam sprawność pozwalającą mi realizować pasję. Wtedy, stanowczo i dumnie, mówiłam, że bez koni coś by we mnie na zawsze zgasło.

Nie wiedziałam, że te słowa to spust samospełniającej się przepowiedni. Przewijając kilka lat dalej.

Mój wewnętrzny motor, niespożyta energia i optymizm gaśnie 12 stycznia 2018 roku.

Nieoczekiwanie, odchodzi moja klacz – Fryga.

Jestem z nią w leśnej stajence do ostatniego bicia serca. Po ciężkiej nocy, na cito wjeżdża weterynarz. Na moją prośbę wszystko mi tłumaczy, choć nie jestem w logicznym kontakcie.

Po czym, cudownie, milknie.

Jestem niema. Jak kamera, mechanicznie rejestruję najmniejszy ruch, szelest, zapach stajni, lekarstw, temperaturę powietrza, kolejne wierzgnięcia konia, golenie kawałka sierści, dezynfekcję i wenflon i te kolejne wstrzyknięcia i ciszę. Pani jest delikatna i uważna na każde poruszenie. Nagle patrzę

… z niedowierzaniem!

Pani głaszcze Frydzię. Widzę to kątem oka, przełykam szloch. Rozczulam się. Ten moment jest najważniejszy. Obca osoba, a jednym gestem daje mi absolutne wsparcie i zrozumienie.

Moje serce zalewa wdzięczność! Bije jak oszalałe. Przymykam oczy.

To chwila doświadczania misterium życia gdy, się kończy. Jestem jak w transie, nieobecna tak normalnie. Raczej gdzieś tam, przed Tęczowym Mostem. Szukam spokoju i delikatności. To jest trudny czas, ale ja dokładnie wiem czego teraz potrzebuję. Umiem o to poprosić tak jak i postawić granicę gdy coś burzy harmonię smutku. Chcę intymności.

Kilka tygodni później zapada decyzja o likwidacji dopiero co założonej Fundacji Wspierania Rozwoju „Kropla”. Można powiedzieć, że jej Statut to check-lista mojego spełnienia zawodowego. Teraz transformowanego. Rezygnuję z kilku projektów. W ogóle zwalnia-m.

Stan odrętwienia trwa kilka miesięcy. Trudno pogodzić się z rozerwaną relacją, przyjąć stratę wyczekanego, spełnionego marzenia. Nie ma dobrego pocieszenia.

To był mój piękny złoty koń. Mądry, doświadczony życiem, nauczyciel szacunku, słuchania, autentyczności.

Teraz, między innymi, pozbierać się, pomaga mi to – co wydarzyło się 5 lat wcześniej.

Poznań, restauracja i my na górze w dziecięcej bawialni – grupa ćwicząca empatię. Zabiera mnie tam koleżanka. Jestem pewna że wiem o co w tym chodzi, przecież właśnie skończyłam Kurs Zaawansowany Psychoterapii Indywidualnej i Rodzinnej.

Ale nie!
Bynajmniej nie rozmawiam tak jak oni. Jestem pod wrażeniem wielości określeń na uczucia, wielości uniwersalnych potrzeb każdego z nas. To ma sens!
Ba! To dla mnie wisienka na torcie kompetencji terapeutycznych. Zaintrygowana, zaciekawiona i łajająca siebie, że TEGO jeszcze nie wiem czy nie umiem ze spotkania na spotkanie, nabieram wprawy i płynności. Po szkoleniach specjalistycznych z Porozumienia Bez Przemocy, 2 lata później, z ogromnym przejęciem, asystuję Agnieszce – jedynej certyfikowanej trenerce NVC w Wielkopolsce, w jej autorskim warsztacie.

Moja postawa wobec życia wydoroślała. Opiera się o zasadę wygrany – wygrany.

Kosztuje mnie sporo wysiłku, a nawet kilka wydawało się cennych znajomości. Jednak daje świadomość, spełnienie, wolność i dlatego idę tą ścieżką dalej. To dla mnie stała weryfikacja siebie, swoich wyborów i działań.

Fakt, poprzeczka idzie coraz wyżej i czasem zachowuję się mniej udolnie niż bym chciała ale w tym wszystkim mam też i łagodność, bo tak jak każdy – mam prawo być nieidealna.