Dać sobie pomóc.

Tęsknota niby rzadziej, ale wciąż skutecznie zaciska mi gardło. Wzrusza i przypomina, że warto było. Strata jedna za drugą w przeciągu kilku miesięcy, spada na mnie jak lawina. Aż w końcu…

Gasnę! Aga – Ninja optymizmu. Wcześniej, w obliczu mniejszych czy większych upadków pośród pomysłów na życie sypanych z rękawa, bez większego wysiłku ocieram łzy i po ewentualnej wiązce bluzgów rano wstaję jakby nigdy nic. Ale nie tym razem. Wewnętrznie rozsypuję się w drobny mak. I żeby był drobny.

Marzyć to czuć bicie swego serca w rytm rezonujących myśli. A tu nic. Cisza. Głucho. Połączenie nie może być zrealizowane. To ja? Czy już nie ja? Bo takiej siebie nie znam. Próbuję wstać ale nic z tego. Motor życia nie działa. Energii starcza na zobowiązania, które wypełniam najlepiej jak tylko umiem. Po czym, na kolejne godziny znikam. Chcę przeżyć żałobę po swojemu ale to luksus, na który jako samozatrudniona nie odłożyłam środków. Wewnętrznie rozdarta w poczuciu odpowiedzialności, między bólem wyeksponowanej wrażliwości a realiami życia z codzienną ekonomią. A przecież ja kocham żyć. To musi gdzieś tu być!!!

W takim stanie trafiam na blog Bartka Popiela – Liczy Się Wynik (LSW). Czytam. Słucham. Podoba mi się.



Nie wszystko rozumiem. Jestem przede wszystkim pedagogiem i terapeutą. Lubię być praktyczna i efektywna w tym, że osoby które wspieram mają się lepiej niż gdybym tego nie robiła. Najlepiej jest gdy pracuję na wolnej przestrzeni. I niestety, te wszystkie marketingi są dla mnie raczej odległe. Jednak jest jakiś klej. Jest energia, choć w tym momencie dla mnie raczej po stokroć za wysoka za gęsta albo nie wiem jak to określić. A mimo to zostaję. Lubię jego humor, choć potrafi być dosadny – wtedy sobie mówię: „no dobra, owszem, bez ogródek – to chyba tak „po męsku”. Uśmiecham się i słucham dalej.

Przyciąga mnie AUTENTYCZNOŚĆ i otwartość taka po prostu. W kontakcie taka „wewnętrzna ludzkość”. A im dalej w las z materiałami merytorycznymi tym bardziej pociąga mnie ich wysoka jakość! Zaangażowanie w temat i dążenie do jasności przekazu. Odsłuchuję ebooka „Przestań jęczeć i weź się wreszcie do roboty”. I co prawda zmagam się tam sama ze sobą ale już wiem, że sama z tym nie jestem. Jest Ktoś, kto doskonale mnie rozumie. Wpływa na ambicję. Daje wskazówki, a gdy trzeba dosoli. Bo przecież chodzi o to, by efekty były jak najlepsze.

Działam maleńkimi kroczkami. Nie wszystko udaje mi się za pierwszym razem. Oj nie! Choć kiedyś to by były sprawy nawet nie tyle, że naturalne co zwyczajnie proste. Teraz potrzebują mojego wysiłku i nie raz, nie raz i nie dwa wylanych łez z niemocy, zmęczenia, przeciążenia wszystkim.


Czasem daję kilka kroków wstecz ale mam już ożywioną tę swoją choć jeszcze nikłą to jednak, determinację. To ona, gdy zaświeci słońce sadza mnie do komputera.



Biorę udział w szkoleniu „Extreme Productivity”. Gdyby za notatki mieć w indeksie zalki, to byłabym niemal wzorowa. Jednak wiem, że to za mało. Efekty przyjdą tylko wtedy, gdy zacznę to wszystko stosować. Bartek mówi o tym tak często, że gdybym w Poznaniu krzyknęła: ”IMPLEMENTACJA” to echo przyszłoby właśnie z Chrzanowa. Ale dobra.

Powoli widzę pierwsze efekty. Powstaje blog uslyszecbyzrozumiec.pl

Mam z tego ogrom satysfakcji i radości. To moja nowa przestrzeń, choć technicznie męczę się przy tym niemiłosiernie. Rekinem IT nie jestem nawet na zdjęciach w jakimkolwiek programie do ich obróbki. Co po chwilę piszę do LSW. I zawsze MAM, niemal natychmiastową odpowiedź! Powtarzam Z A W S Z E !!! Dział Obsługi Klienta to Kamil o złotym sercu!!! Nie mam słów, by podziękować za towarzyszenie, kojenie i oswajanie kolejnych internetowych, trudnych dla mnie tematów i to w sposób absolutnie ujmujący mój system wartości. To mnie wzrusza i wielokrotnie stawiam sobie pytanie:


Skąd się Oni tacy wzięli?
!


Jesień 2019r. przynosi nową formułę szkolenia, a dla mnie jego aktualizację. Cieszę się ogromnie bo już wiem, że jak Bartek coś obiecuje to będzie to rewolucja systemu. A poza tym, bardzo chętnie przejdę jeszcze raz wszystkie znane sobie kroki.

Otwieram platformę szkolenia „Liczy Się Czas” i jestem oniemiała. Forma techniczna jest bardzo czytelna. Łatwo odnajduję tam interesujące mnie tematy. A jest ich naprawdę sporo. Na początku, z lotu ptaka szybko ogarniam całość, jednak idę zgodnie z tym jak zaleca to Bartek. Lepiej maleńkimi krokami ale regularnie. A poza tym fajnie zobaczyć i usłyszeć go przy codziennej porannej kawie. Tu dociśnie, tu siarczyście zażartuje, a tu kciuki uniesie. No kurs on-line, a w tak żywej relacji. Dla mnie KLASA! I te zaskakujące e-maile pomiędzy kolejnymi partiami szkolenia. Wsparcie i prowadzenie na niezwykłym poziomie!

Po ponownym przejściu całego kursu w jego nowej odsłonie, jestem po swojej kilkunastomiesięcznej rozsypce całkiem już dobrze pozbierana. Mam swoje poranne rytuały, które świetnie nastrajają mnie na cały dzień. Mam swoją grupę masterminde, która dodaje wiatru w żagle i ułatwia stawianie kolejnych strategicznych kroków w mojej działalności. Jako nietechniczna, odważyłam się i poznałam nowe platformy on-line do projektowania swojej pracy, np. Asana czy Mindomo. I owszem, mam tu jeszcze sporo do nauki ale NAJTRUDNIEJSZY – pierwszy krok za sobą. Mój telefon jest wolny od FB i często włączony w tryb samolotowy, dzięki czemu praca głęboka w złotych blokach jest nie tylko coraz bardziej efektywna ale staje się dla mnie lekka i przyjemna. Uwielbiam piramidę produktywności. Wystarczy rzut oka i od razu wiem o co mi w życiu chodzi i na czym mam się teraz skupić. To wspaniale uwalnia umysł i przywołuje kreatywność. A najważniejsze jest to, że dzięki wyznaczaniu i trzymaniu się priorytetów (nadawaniu rang) coraz pewniej idę w kierunku odzyskanego marzenia.

I tylko czasem sobie wzdycham, bo tak wiele musiałam stracić, by zyskać tak wiele.

A co było dalej, przeczytasz tutaj >>>